sobota, 13 sierpnia 2016

36. "Harry Potter i Przeklęte Dziecko" - J.K Rowling, Jack Thorne, John Tiffany




Tytuł polski: Harry Potter i Przeklęte Dziecko
Tytuł oryginalny: Harry Potter i Przeklęte Dziecko
Autorzy: J.K Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Data wydania: 22 października 2016
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 320
Kategoria: fantastyka


Język: Polski





Moja ocena: 7,5/10



Zapewne nie jestem jedyną, która ostrzyła sobie zęby na tę pozycję, odkąd tylko ogłoszono, że powstanie. Na początku jednak byłam sceptyczna i nie chciałam jej czytać nie chcąc "zniszczyć" sobie tego świata, który miałam już w głowie, szczególnie, że aktorzy teatralni krótko mówiąc nie pasowali do moich wyobrażeń, mówcie co chcecie, ale Hermiona została fatalnie dobrana, takie jest moje zdanie. Właśnie dlatego, czytając wyobrażałam sobie aktorów, ze sceny z Insygni Śmierci, ze sceny na peronie kilkanaście lat później.

Zacznijmy od tego czym jest ta książka i o co z nią chodzi. Mamy historię, która zaczyna się 19 lat później, po bitwie o Hogwart. Harry, Ron, Hermiona, Draco i ich dzieci, są głównymi bohaterami sztuki, do której scenariusz (bo to nie książka a prawdziwy scenariusz) znajdziecie właśnie tam. Nie spodziewajcie się szczegółowych opisów tego co dzieje się wokół, od tego jest przedstawienie, aby pokazać to nam na scenie, nie papierze. Mamy za to wszystkie dialogi i szczegółowe oznaczenie, kto, co mówi.
Co do samej historii, to skupia się ona wokół Albusa (syna Harrego) i Scorpiusa (syna Draco), którzy zostają najlepszymi przyjaciółmi, nie są oni wbrew pozorom najpopularniejszymi uczniami. Albus po przydzieleniu do domu jest wyśmiewany. Nie ma on talentów swojego ojca, a oczekuje się po nim zbyt wiele. Scorpius zaś, według plotek, podejrzewany jest o bycie synem samego Voldemorta, jako, że rzekomo Draco nie mógł mieć dzieci.
Albus jest przytłoczony rodzinnym dziedzictwem, przez to podejmuje wiele lekkomyślnych decyzji, które mają wpływ na wszystkich.
Harry ponownie zaczyna mieć sny związane z Voldemortem. Nie wie również, jakim rodzicem powinien być, skoro sam, nigdy ich nie miał.
Zło znowu próbuje wrócić do świata, żeby doszczętnie go zniszczyć. Tym razem, to nie Harry stawi mu czoła.

Cieszę się, że poznaliśmy dalsze losy wielu bohaterów, wiemy kim została Hermiona, Ron, Harry czy Profesor McGonagall. Powrócą (choć na chwilę) nasze ulubione postacie, Hagrid, Cedric czy Snape (tak, dobrze czytacie). Mam wrażenie, że dzięki tym scenom (teraźniejszym czy nie) udało się autorom zamknąć historię w taki sposób na jaki zasłużyła.
Harry Potter to nie byle jaka seria. Sprzedaje się na świecie równie dobrze jak Biblia, a fanów - Potterhead - z każdym dniem przybywa. 
Może, właśnie teraz, historia Harrego się skończyła, ale wiem, że ja, i nie tylko ja, powrócę do niej w przyszłości. Do historii, w której więzi ludzkie są ważniejsze od dóbr materialnych, do historii, którą możemy czytać wiele razy i za każdym razem, znajdziemy w niej coś nowego.

Jeśli jesteście fanami serii, przeczytajcie również scenariusz. Nie jest idealny, pomysły nie są idealne, ale to świetny sposób na pożegnanie się z nowymi przygodami Harrego, bo jak powiedziała J.K Rowling, nowych historii o Harrym już nie będzie.

Moja ocena to zasłużone 7,5/10

piątek, 5 sierpnia 2016

35. "Dwór cierni i róż" - Sarah J. Maas




Tytuł polski: Dwór cierni i róż
Tytuł oryginalny: A Court Of Thorns And Roses
Autor: Sarah J. Maas
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 524
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal romance
Cykl: A Court Of Thorns And Roses (Tom 1)


Język: Polski
 


Moja ocena: 10/10



"Nie wstydź się nawet przez chwilę robienia tego, co przynosi ci radość"

"Dwór cierni i róż", a właściwie "A Court Of Thorns And Roses" bo właśnie po angielsku czytałam tę książkę, był moim pierwszym podejściem do tak zachwalanej Sarah J. Maas. Na każdej książkowej grupie wychwalano tę książkę pod niebiosa, a ponieważ mój Instagram już od dawna był pełen tej okładki, postanowiłam zamówić od razu oba dostępne tomy. 
Zdecydowanie się nie zawiodłam. Wstęp wydawać się może przydługi, ale uwierzcie mi, warto, bo gdy akcja już się rozkręci, poświęcicie sen dla dokończenia tej pozycji w trybie natychmiastowym.

Zacznijmy jednak od początku. Główną bohaterką jest Feyre, dziewiętnastolatka, która z głodu i biedy jest zmuszona polować w pobliskim lesie (tak wiem, zawiewa Katniss Everdeen, ale to jedyne, co je łączy), po to, aby utrzymać siebie, ojca i dwie starsze siostry. Ponieważ zima daje co raz bardziej w kość Feyre zapuszcza się ona co raz dalej, aż do muru który oddziela świat ludzi od świata Faerie. Zabija wilka, który czaił się wśród drzew, nie wiedząc, że wilk był tak naprawdę zmiennokształtnym Faerie. Niedługo później, w drzwiach jej chaty staje bestia, dając jej wybór, albo będą walczyć (a na zwycięstwo Feyre nie ma szans) lub uda się ona z nim, do jego świata, tuż za murem.
Feyre wybrała, zostawiając rodzinę, aby teraz zamieszkać na dworze Tamlina, musi przezwyciężyć wpajaną ludziom nienawiść do Faerie i przeżyć, ale nie jest jej łatwo.

Zdecydowanie zauważyłam tu podobieństwo do znanej wszystkim pięknej i bestii. Tamlin, Faerie który cały czas ma na twarzy maskę i potrafi się zmieniać w bestię, Piękna - czyli Feyre, która zamieszkała u bestii.
Obserwujemy jak się zmienia, jak nadal, mimo braku możliwości chce dbać o rodzinę (bo jej siostry mimo, że starsze, to kompletnie nie potrafiły sobie poradzić same, generalnie nie polubiłam ich), widzimy przeciwieństwa losu, heroizm no i niespodziewaną miłość. Feyre jest odważna, ma cięty język i jest gotowa zrobić wszystko dla tych których kocha.
Poznacie tu mnóstwo bohaterów ale nie dajcie się zwieźć, na 524 stronach Sarah dała nam mnóstwo akcji i ani chwili na wzięcie głębokiego oddechu.
Zdecydowanie dopisuje tę książkę do listy najlepszych jakie czytałam w tym roku, i do listy najlepszych które czytałam kiedykolwiek.

Jeśli lubicie fantastykę, nietypowe historie, magie, i bohaterów tak żywych, że macie wrażenie, że stoicie obok nich, to ta książka jest właśnie dla Was.

Podsumowując, daje jej zasłużone 10/10, i zdecydowanie ją polecam.

niedziela, 3 lipca 2016

34. "Arktyczny dotyk" Jennifer Armentrout




Tytuł polski: Arktyczny dotyk
Tytuł oryginalny: Stone Cold Touch
Autor: Jennifer L. Armentrout
Data wydania: 8 czerwca 2016
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 556
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal romance
Cykl: Dark Elements (Tom 2)


Język: Polski
 


Moja ocena: 10/10




„Miłość to dziwny twór, każdy jej pragnie, każdy chce ją zdobyć i zrozumieć tylko po to, by później odkryć, że była jedynie namiastką prawdziwego uczucia.”

Jennifer zdecydowanie znajduje się w czołówce moich ulubionych autorów. Ten tom pochłonęłam bardzo szybko, przerywając czytanie jedynie wtedy kiedy to było konieczne. Miałam wrażenie, że każda kolejna strona była lepsza od poprzedniej.

Jak wiemy w poprzedniej części, Roth zniknął. Layla skupia się na zakazanym owocu - Zaynie, w międzyczasie nadal tęskniąc za demonem. Jej klan wcześniej traktujący ją jak członka rodziny, nagle zaczyna skrywać przed nią tajemnice.
Moce Layli zmieniają się i zakazany owoc nie jest już do końca taki zakazany. Wokół niej zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Roth wraca (co było do przewidzenia) niosąc wieści, gdy na ziemi rozpoczyna się piekło, gdzie nikt nie jest bezpieczny (i nie, to nie jego wina).

Trójkąt miłosny bardzo mi się podobał. Lekko ciepła klucha - Zayn, kontra książę piekła Roth i choć w tym pierwszym podkochuje się od dawna, to ten drugi nie potrafi wyjść jej z głowy. Przepychanki słowne i rzucanie sobie nawzajem kłód pod nogi to główna strategia chłopaków, jest co czytać, z czego się śmiać no i w kim wybierać.

Abbot, przyszywany ojciec Layli zaczyna obwiniać ją o rzeczy z którymi nie miała nic wspólnego, za każdym razem jest gorzej, nie sądziłam, że będzie w stanie posunąć się tak daleko.

Ukrywanie prawdy również staje się co raz trudniejsze, nie łatwo przecież udawać kogoś kim się nie jest, a wydarzenia wokół niej jej tego nie ułatwiają.

Jennifer Armentrout ma to do siebie, że nie potrafi dać czytelnikowi ani chwili wytchnienia, gdy akcja goni akcję, gdy jeden czarny charakter okazuje się być gorszy od poprzedniego. Każda strona wypełniona była świetnymi dialogami, bardzo dobrze opisaną rzeczywistością i jeszcze lepszymi bohaterami. Z każdą przeczytaną książką stawiam Jenn poprzeczkę zawsze o stopień wyżej, a ona nadal potrafi go przeskoczyć.
A jakie było zakończenie tej książki? Takie, że siedziałam dosłownie z otwartą buzią, o trzeciej nad ranem zastanawiając się, co się właśnie wydarzyło, analizując wszystko co przeczytałam, żeby przypomnieć sobie, czy przypadkiem nie pominęłam jakiejś wskazówki, która mogła okazać się kluczowa do rozwiązania zagadki.
Jedno jest pewne, po przeczytaniu, jedyne o czym myślę, to to, kiedy dostanę w swoje ręce kolejną część, bo nadal mało mi Rotha, Layli, a nawet Zayna.

Czy polecam? TAK
Moja ocena? 10/10!

piątek, 24 czerwca 2016

33. "Korona" - Kiera Cass




Tytuł polski: Korona
Tytuł oryginalny: The Crown
Autor: Kiera Cass
Data wydania: 18 maja 2016
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 304
Kategoria: young adult, romans
Cykl: Rywalki (Tom 5)


Język: Polski





Moja ocena: 5/10


"Ale prawda jest taka, że miłość jest równie przypadkowa, jak i zaplanowana, równie piękna, jak i katastrofalna."

"- To mlecz - powiedziałam.
(...)
- Wiem. Jedni zobaczą w tym chwast, inni piękny kwiat. Kwestia perspektywy."


Długo czekałam na ten tom, gdy tylko autorka podała datę premiery, od razu zaczęłam odliczać dni, mimo że Eadlyn nie spodobała mi się jako postać w poprzedniej części, chciałam dać jej szansę, no i oczywiście kibicowałam swojemu kandydatowi, licząc, że to właśnie jego wybierze. W końcu to takie książkowe reality show.

No właśnie.
Moim zdaniem autorka powinna była zaprzestać na pierwszych trzech tomach, bo dodatkowe dwa, o losie córki zwyciężczyni były zupełnie niepotrzebne.
Zacznę od nawiązań do poprzednich tomów.
Oprócz Eadlyn i jej rodzeństwa widzimy również jej rodziców, czyli Maxona i jego wybrankę (bez spoilerów dla pierwszych trzech tomów).
Całkowicie rozumiem to, że długo czekaliśmy wtedy na wybór zwyciężczyni, i rozumiem również, że Maxon i pani X się kochają, ale robienie z nich takiej słodko-pierdzącej pary było po prostu nudne. Jedynie głaskanie po głowach i wyznawanie miłości. 
To nie są te osoby, które polubiłam na początku, ani Maxon nie był taki, ani pani X nie była taka.
Trzy razy nie. To mi zupełnie popsuło moje wyobrażenie o nich które miałam wcześniej.

Kontynuując. Brak akcji.
ZUPEŁNY BRAK AKCJI.
Po "Jedynej" oczekiwałam czegokolwiek, ludu nacierającego na pałac, może jakiejś zdrady, śmierci, no czegokolwiek.
Mamy jedynie chorobę, krótkotrwałą oczywiście, z której robiono niewiadomo co.

Eadlyn, tak jak przypuszczałam, poprawiła trochę swój charakter, ale moje pytanie brzmi.
Skąd ona wzięła pomysł, żeby wybrać tego, kogo wybrała? Skąd ta nagła miłość aż po grób, gdzie wcześniej ledwo ze sobą rozmawiali? Naprawdę?
Okej, zrozumiałam jej tłumaczenie faktu, dlaczego nie wybrała mojego faworyta, to było naprawdę wspaniałomyślne dla niego, i zupełnie nie samolubne dla niej, rozumiem, ale wybór który dokonała? Z kosmosu.
Oczywiście to był zwrot akcji bo miała wybrać kogoś innego, i ten nasz ktoś, gdy zauważył co się święci tak po prostu zerwał zaręczyny i mówi "kochasz jego, bądź z nim" no realistycznie.

Generalnie nie ma co się rozpisywać, nie da się po prostu.
Brak akcji, brak dobrych zwrotu akcji, brak czegokolwiek.
Szkoda, że nie zakończyłam mojej przygody z książką na trzecim tomie.

Moja ocena: 5/10
Czy polecam? Raczej nie, chyba, że macie ogromny niedosyt po poprzednich częściach.

wtorek, 21 czerwca 2016

32. "Czysty Ogień" - Karolina Andrzejak





Tytuł: Czysty Ogień
Autor: Karolina Andrzejak
Data wydania: 18 maja 2016
Wydawnictwo: Oficyna wydawnicza RW2010
Liczba stron: 364
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal 


Język: Polski







Moja ocena: 7,5/10



Czysty ogień, to jednocześnie pierwszy tom - "Castus Ignis I Nawiedzający Sny" oraz kontynuacja czyli właśnie "Czysty Ogień".

Obie książki mogłam przeczytać dzięki uprzejmości autorki Karoliny Andrzejak i powiem Wam szczerze, że mimo faktu, że naprawdę rzadko czytam książki polskich autorów, ta mnie nie zawiodła.

Tematyka aniołów, upadłych aniołów i demonów to chyba mój ulubiony rodzaj fantastyki.
Jeśli czytaliście pierwszy tom (lub chociażby moją recenzję) wiecie czego się spodziewać. Autorka, mimo długiej przerwy między pierwszym, a drugim tomem trzyma poziom.
W tym mamy nawet więcej akcji niż w poprzednim, bo to tu, dowiadujemy się co czeka Anię, Adama no i mojego ulubieńca, Janusza.

Podrzucę oficjalny opis książki:
"Anna Markowska przeżyła rodzinną tragedię. Mimo rozpaczliwej tęsknoty za najbliższymi walczy o odzyskanie życiowej równowagi. Niestety wszystko wskazuje na to, że czas radości i spokoju minął bezpowrotnie... Za sprawą chłopaka ze snu Ania trafi w sam środek gry, w której stawką będzie jej obdarzona niebywałą mocą dusza. Dziewczyna będzie musiała wybrać między dobrem a złem, między miłością a ocaleniem świata ludzi. Czy podejmie właściwą decyzję? Po stronie tej z pozoru zwyczajnej młodej kobiety staną anielscy wojownicy oraz niezwykły święty, który w przeszłości był ochroniarzem. Jej przeciwnikami będą najgorsi, najokrutniejsi z upadłych oraz człowieku, któremu Ania odda serce. Walka rozegra się na granicy jawy i snu. Koszmar okaże się cudem, a sprzymierzeńcy staną się zdrajcami. "Czysty ogień" to historia, w której granice między dobrem a złem nigdy nie były tak cienkie, a nienawiść tak słodka, zaś miłość tak niebezpieczna."

Zupełnie nie spodziewałam się tego, że autorka tak właśnie rozwinie sytuację. Sądziłam, że skończy się jako happily ever after z typowym i zapewne obstawianym przez nas wszystkich wybrankiem, a tu proszę. Będzie więcej rycerzy w lśniących zbrojach. Dodatkowo zupełnie nie spodziewacie się kogo wybierze i jaki to będzie miało wpływ na jej życie, bo to nie będzie po prostu "chce ciebie" i tyle. O nie. Czeka nas dużo, dużo więcej. Choć minus dla autorki za powtórkę z poprzedniego tomu, a mianowicie, zbyt szybkie rozwijanie romantycznych wątków, mało realnie niestety, co może trochę kłuć w oczy.

Generalnie bardzo fajnie, że w jednym tomie mamy od razu dwie części (w każdym razie w formie ebooka, bo papierowa wersja jeszcze nie jest dostępna).

Jeśli szukacie czegoś co jest połączeniem "Szeptem" i "Angelfall" z dużą dawką akcji, podróżowaniem po świecie i trójkątem romantycznym z seksownymi bohaterami, to jest to właśnie to.

Moja ocena? 7,5/10

Czy polecam? Tak

sobota, 18 czerwca 2016

31. "Szklany Miecz" - Victoria Aveyard




Tytuł polski: Szklany Miecz
Tytuł oryginalny: Glass Sword
Autor: Victoria Aveyard
Data wydania: 17 lutego 2016
Wydawnictwo: Moondrive
Liczba stron: 560
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal
Cykl: Czerwona Królowa (Tom 2)

Język: Polski





Moja ocena: 6/10




"Muszę zamrozić serce dla tej jednej osoby, która uparła się rozpalać w nim ogień"

"Nawet jeśli jestem mieczem, to nie zostałam zrobiona ze stali, ale ze szkła, i czuję, że powoli zaczynam pękać"


Po zaskakującym zakończeniu poprzedniego tomu pokładałam duże nadzieje w "Szklanym Mieczu". Niestety, ale ten tom podobał mi się zdecydowanie mniej, niż pierwszy.

Opis książki również wydawał mi się ciekawy. Głównym wrogiem Mare okazuje się być nowy król Norty. Ktoś, kto zdradził ją na końcu "Czerwonej Królowej" i powiem Wam szczerze, że od początku podejrzewałam tę osobę o to, że nie jest tym za kogo się podaje, ale niestety, Mare okazała się być bardzo naiwna. Irytowało mnie to w niej już w poprzednim tomie, bo była bardzo ufna i nie ostrożna. W szklanym mieczu zmienia się, i tu muszę przyznać, że zmienia się na niekorzyść. Stała się egoistyczna, dbająca tylko o siebie i swoją misję. Brak było mi tu heroizmu innych książkowych postaci, które przekładały dobro ogółu nad swoje. Mare od początku przedstawiała się jako hiper-ważną postać, którą należy chronić za wszelką cenę.
Akcja książki toczy się wokół szukania przez Mare i jej ekipę "Nowych" czyli czerwonych i srebrnych jednocześnie. Udało jej się zdobyć listę (którą oczywiście zdążyła podzielić się wcześniej ze złą stroną, ot ta naiwność), dzięki której wie gdzie, szukać kogo. W międzyczasie szkoli ich, ukrywając się na tak zwanej "Polanie" z dala od króla i innych którzy mogliby jej zaszkodzić.

Bardzo podobały mi się postacie nowych, zarówno oni sami, jak i ich moce. Zdecydowanie zapominało się wtedy o Mare i jej humorkach, i skupiało na fajnych postaciach "Nowych". Najbardziej polubiłam chyba "Babcie", staruszkę, która była zmiennokształtną, i to dzięki niej, wiele misji można było zaliczyć do udanych.
Cal pozostał starym dobrym Calem, mimo wszystko, że nadal był zapatrzony w Mare jak obrazek.
Killorn to Killorn, nie trzeba mówić wiele, jeśli czytaliście już "Czerwoną Królową", jest dokładnie taki sam.
Rodzina głównej bohaterki pojawia się tu rzadko, dlatego, nawet nie ma co jej oceniać.

Jedna postać powstanie z martwych, co nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo czułam, już wtedy gdy ogłosili jej śmierć, że żyje. Nie pomyliłam się.
Co w sumie jest trochę niekorzystne dla książki. Zdecydowanie za dużo rzeczy potrafiłam przewidzieć i rzadko kiedy się myliłam.
Szkoda.

W tym tomie znajdziemy bardzo dużo akcji. Cały czas coś się dzieje, przeskakujemy z jednego miejsca akcji na drugie. Za to daje ogromny plus, bo nie lubię, gdy w książce prawie nic się nie dzieje.
ALE
Mimo ogromnej ilości akcji, trochę mi się dłużyła. Nie wiem czy to przez Mare, czy coś innego było tego powodem. Nie mogłam się doczekać, aż ją skończę. Mimo to, czekam na kolejne dwa tomy, bo liczę na to, że będzie lepiej. Nie raz drugi tom okazywał się być słaby (patrz, drugi tom "Rywalek" Kiery Cass), a później robiło się dużo lepiej. Właśnie taką mam nadzieje.

Podsumowując powiem, że mimo słabszego tomu, nadal go polecam. Może i jest to typowa dystopia młodzieżowa, której pełno na rynku. Ma ona jednak to coś, i dla tego "coś" warto spróbować.

Moja ocena? 6/10
Czy polecam? Warto spróbować.


poniedziałek, 13 czerwca 2016

30. "Castus Ignis i Nawiedzający Sny" - Karolina Andrzejak





Tytuł: Castus Ignis i Nawiedzający Sny
Autor: Karolina Andrzejak
Data wydania: luty 2011
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Liczba stron: 302
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal 

Język: Polski





Moja ocena: 7/10



"Koniec świata nie miał być buntem natury. To nie miała być wielka nawałnica ani gigantyczne trzęsienie ziemi. Koniec świata to koniec reguł nim rządzących. Nie czujecie tego? Nie widzicie, że zło kiedyś tak wyraźne, tak łatwo usprawiedliwić? Nie widzicie, że u podstaw każdego dobrego uczynku czają się złe pobudki? Nie widzicie braku granic? Zagubienia?"


Z reguły nie czytam polskich autorów. No w każdym razie robię to rzadko, zazwyczaj dlatego, że nie znajduje nic ciekawego.
Tym razem jednak dałam szansę książce, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Na początku nawet nie potrafiłam zapamiętać całej nazwy.
Teraz już pamiętam, i bardzo się cieszę, z tego, że ją przeczytałam.

Jednak od początku.
Książka opowiada nam historię Ani, zwykłej dziewczyny, która straciła rodzinę w pożarze, a sama mieszka z babcią, za którą nie przepada. Okazuje się, że Ania nie jest jednak taka zwykła, bo ma w sobie ogień, i to nie byle jaki. W dodatku poszukiwana jest przez sektę, która służy pewnemu aniołowi, któremu ten ogień wcześniej odebrano, a teraz chcę go odzyskać.
Sekta od lat szuka "Zapałki", po to, aby ją zabić, a ogień zwrócić aniołowi Natanielowi.

Upadłe anioły, demony, mój klimat. Uwielbiam ten rodzaj fantastyki. Zanim jednak przejdę do tego, co w książce mi się podobało, wymienię kilka minusów.
Książka pisana jest z dwóch perspektyw. Później nawet z trzech. Głównie jednak czytamy co myśli Ania, a później Adam, jeden z najlepszych "Widzących" i nawiedzający sny z sekty. Uwielbiam, gdy książka pisana jest z kilku perspektyw, wtedy lepiej możemy wszystko zrozumieć. Tu niestety brak sensownego podziału. Nie mamy na przykład oddzielnych rozdziałów dla każdej postaci (jak u Colleen Hoover). Po prostu mamy jeden dodatkowy "Enter" między akapitami. Przez to, gdy czasem wkręciłam się w akcję i nagle zauważam, że czytam perspektywę Adama, a nie Ani jak chwilę wcześniej, musiałam się cofnąć i przeczytać fragment ponownie. Za to duży minus. Brak przejrzystości.

Adam nawiedzał sny Ani po tym, gdy okazało się, że to ona jest "Zapałką", której od tylu lat się szuka. Akcja między tymi bohaterami, moim zdaniem rozwija się zdecydowanie za szybko, więc i mało realnie. Miałam wrażenie że nasza Anka miała początki Syndromu Sztokholmskiego. Choć autorka naprawia ten błąd pod koniec, gdy Adam zmienia się w kogoś nie do końca fajnego i sami nie wiemy, czy chcemy, żeby Ania dała mu szansę, czy żeby uciekała gdzie pieprz rośnie. Mimo wszystko, zbyt wielkie słowa padają jak na tak krótką znajomość.

Powiem Wam kogo polubiłam najbardziej.
Janusza. Nie wiem czy to imię tak na mnie zadziałało, czy cała jego postać, ale polubiłam gościa. Zabawny, lojalny, trochę głupkowaty, ale nadal bardzo fajny.

Adam to główny bohater książki, miał na celu zawrócić w głowach zarówno naszych jak i bohaterów książki, ale nie polubiłam go zbyt bardzo.
Jest okej, ale okej to za mało, żeby dołączyć do mojego grona "książkowych chłopaków".

Ania to taka zagubiona dziewczyna, która wpada w wir wielkiego świata, legend, nadprzyrodzonych postaci i strachu, który jej towarzyszy. 

Za świetnie opisane wątki nadprzyrodzone i generalne dopracowanie tematu również wielki plus.

Moja ocena: 7/10
Czy polecam? Tak

Za możliwość przeczytania dziękuje bardzo autorce, Karolinie Andrzejak

piątek, 10 czerwca 2016

29. "Czerwona Królowa" - Victoria Aveyard




Tytuł polski: Czerwona Królowa
Tytuł oryginalny: Red Queen
Autor: Victoria Aveyard
Data wydania: 18 lutego 2015
Wydawnictwo: Moondrive
Liczba stron: 488
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal
Cykl: Czerwona Królowa (Tom 1)

Język: Polski





Moja ocena: 7/10




"Każdy może zdradzić każdego"

"Prawda się nie liczy. Liczy się tylko to, w co wierzą ludzie."



Czytając "Czerwoną Królową" pierwsze co przyszło mi na myśl to, to niesamowite podobieństwo do "Igrzysk Śmierci". Mamy podział świata na lepszy i gorszy, mamy tragedię, w igrzyskach młodych wysyła się na prawie pewną śmierć dla rozrywki tłumu, w czerwonej królowej zaś mamy osiemnastolatków wysyłanych na front, by walczyć, za swoją srebrną arystokracje.
Czytając dalej kolejne książki wpadły mi do głowy. Widziałam podobieństwo do "Dotyku Julii" autorstwa Tehereh Mafi. Mieliśmy niesamowite umiejętności, oczywiście główna bohaterka posiadała te najbardziej śmiercionośne. Jeszcze większe podobieństwo będziecie mogli zauważyć, jeśli przeczytacie drugi tom "Czerwonej Królowej" o nazwie "Szklany Miecz".
Zauważyłam jeszcze minimalne podobieństwo do "Rywalek" Kiery Cass, a to ze względu na wybieranie partnerki dla księcia poprzez konkurs, ale to mógł być tylko zbieg okoliczności.

Wróćmy jednak do książki, dla której właśnie czytacie tę recenzje.
Mamy przed sobą książkę jedną z wielu. Dystopię z domieszką fantastyki. Dodam, że książka ta, wygrała jako "Książka roku 2015 w kategorii "fantastyka" na lubimyczytać.pl. Mare Barrow to zwykła dziewczyna, z czerwoną krwią, co od razu klasyfikuje ją jako tą gorszą. Za rok czeka ją pobór, i przy odrobinie szczęścia wróci z wojny żywa. Jej bracia już walczą, poza nimi ma też siostrę, utalentowaną Gisę, która haftuje ubrania dla srebrnych.
Mare również ma talent, potrafi kraść tak, żeby nikt się nie zorientował. Gdy postanawia zebrać pieniądze na pewien cel, wpada. Mimo wszystko, dostaje od chłopaka którego próbowała okraść trochę pieniędzy i odchodzi wolna i z propozycją pracy.
Trafia na dwór, na którym praca ma uchronić ją przed wojskiem.
Plany krzyżują się, gdy Mare okazuje się nie być zwykła.
Jest czerwona
i srebrna jednocześnie.

Wszystko brzmi ciekawie, ale jak wspomniałam, najbardziej przeszkadzał mi fakt takiego podobieństwa do igrzysk, który z czasem zaczął się zacierać, ale mimo wszystko odczuwałam go.

Książka jest interesująca. Mare jest fajną postacią, o której chce się czytać. Poza nią mamy książęta, Mavena, który pomaga dziewczynie, i jego brata, następce tronu. Mamy Killorna, najlepszego przyjaciela Mare, którego ta broni za wszelką cenę.

Mimo wszystko, nie potrafiłam się wciągnąć w tę książkę. Jest dobra, ale jest też przede wszystkim wzorcowa. Mamy główną bohaterkę, która jest zaliczana do tych gorszych, ale mimo wszystko wybija się z tłumu, jest bystra, walczy przeciwko władzy, jest zwykłą dziewczyną, która powinna była zginąć, ale przeżywa.

Akcja w tym tomie toczy się głównie na dworze srebrnych i wokół planowanych intryg. Seria będzie miała cztery części, więc w pierwszej poznajemy najważniejsze dla nas szczegóły, które są momentami trudne do zapamiętania. Wszystkie trudne imiona i nazwiska, rodowe barwy, umiejętności. Ciężko się czasem połapać, szczególnie, gdy czytając dojdziemy do momentu, który jest mniej więcej kilkanaście stron po opisie. Mare mówi nam jakie kolory widzi, albo wymienia nazwisko, i nie jesteśmy pewni kim jest ta osoba. Wodniakiem? Żelaźcem?

To dobra książka, nie neguje tego, ale po zachęcającym opisie, fajnej, prostej okładce, i wysokiej pozycji na liście bestsellerów oczekiwałam czegoś więcej.

Czy polecam? Raczej tak, ale nie jest to raczej czytelniczy must-have
Moja ocena? 7/10

poniedziałek, 30 maja 2016

28. "Ognisty pocałunek" - Jennifer L. Armentrout



Tytuł polski: Ognisty Pocałunek
Tytuł oryginalny: White Hot Kiss
Autor: Jennifer L. Armentrout
Data wydania: 9 marca 2016
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal
Cykl: Dark Elements (Tom 1)

Język: Polski
 




Moja ocena: 9/10



"Ćpanie jest dla frajerów.
(...)
- Nie wierzę, że to powiedziałeś.
(...)
- Ale to prawda. Żadnych prochów na robocie. Nawet piekło ma wytyczne."

"A ty wiesz cokolwiek o przestrzeni osobistej? - warknęłam.
- Nie. - Uśmiechnął się, a jego oczy wydawały się świecić. - Wiem jednak, że tak naprawdę nie przeszkadza ci, że zajmuje twoją."

"- Ludzi o najczystszych duszach są zdolni do wyrządzania wielkiego zła. Nikt nie jest doskonały, bez względu na to kim jest, lub po której stronie barykady stoi."


Czy wspominałam już że uwielbiam Jennifer? Nie? To właśnie to mówię.
"Ognisty pocałunek" jest już kolejną książką tej autorki za którą się zabrałam i zdecydowanie nie żałuje.
Oczywiście nie jest aż tak genialna jak seria Lux ale i tak uważam ją za naprawdę świetną i wciągającą.
Jak na razie w Polsce zaplanowano tylko jedną kolejną część, ale liczę na to, że Wydawnictwo Filia nie przerwie serii i wyda kolejny, ostatni już tom.

Książka opowiada nam historię siedemnastoletniej Layli, która jest półdemonem i półgargulcem a jej pocałunek może odebrać duszę (czy tylko mnie skojarzyło się to ze słynnym pocałunkiem Dementora z Harrego Pottera?), dodatkowo potrafi "oznaczać" inne demony, tak, aby ułatwić sprawę strażnikom-gargulcom, którzy chronią ludzi przed złymi demonami. Layla próbuje się dopasować i nie ujawniać prawdy o sobie nikomu poza najbliższymi. Jest zakochana w Zaynie, gargulcu, który na jej nieszczęście posiada duszę, co oznacza wielkie "NIE" dla ewentualnego czegokolwiek między nimi.
Niedługo potem poznaje Rotha, wytatuowanego demona wyższej kasty, który wie o niej zdecydowanie za dużo. Layla zdaje sobie sprawę, z tego, że powinna trzymać się od niego z daleka, bo przecież to z demonami walczy ona i jej przybrana rodzina.
Musi wybrać między Rothem a Zaynem, między tym jaki świat był dotąd, a zmianami, między życiem, gdy była wytykana palcami przez niektórych strażników, za bycie półdemonem, a nowym życiem, w którym zaufa innemu demonowi.
Co wybierze?

Największy dylemat jaki miałam to "kogo wybrać", kiedy myślałam o głównych męskich bohaterach, raz uwielbiałam Zayna, raz Rotha, raz obu, raz żadnego, ale na samym końcu zdecydowałam i jestem ciekawa, czy utrzymam zdanie przez kolejny tom.

Wielkie plusy za wybór tematyki, Jen uwielbia nietypowe rzeczy, nie pisze o wampirach czy upadłych aniołach, ona operuje seksownymi kosmitami (patrz. Obsydian) czy teraz, nie gorszymi gargulcami, choć miałam bardzo mieszane uczucia na początku, bo w końcu, gargulce to te stwory na dachach kościołów, nigdy nie pomyślałabym, że chciałabym o nich czytać, ale przecież te same dylematy miałam przed czytaniem serii Lux, w końcu kosmici to tylko zielone stworki z wyłupiastymi oczami, no nie?

Layla jest fajną i bardzo dojrzałą postacią, jest świetnie wykreowana i nie ma podstawowych cech większości głównych bohaterek innych książek, a mianowicie "zarozumialstwo i wszystkomisięnależajstwo", o nie, Layla jest uparta, zabawna, pewna siebie i odważna, ma blond włosy, a jej matka była demonem.
Od zawsze podkochiwała się w Zaynie, który mimo wszystko jest dla mnie podejrzany. Dusze ma czystą jak łza, jak każdy strażnik, ale mimo wszystko mu nie ufam, nie wiem czemu (co jest raczej dziwne prawda? to demonom nie powinno się ufać, ale jak dla mnie to Roth miał właśnie lepsze intencje).

Wspominałam już że Layla potrafi odebrać duszę, a jak walczy z "głodem"? Cukrem, co trochę przypomina mi serię Lux, bo tytułowa Katy też jadła słodycze, gdy zużyła za dużo mocy.

Kolejny ogromny plus to fakt, że cały czas coś się dzieje, akcja pogania akcję, nie mamy ani chwili na wzięcie oddechu (to pewnie dlatego całą książkę pochłonęłam w jeden dzień). Ledwo zakończy się jedna sytuacja, już dzieje się coś nowego, zdecydowanie uwielbiam takie książki.

Zakończenie było również typowe dla Jennifer. Niespodziewane, trzymające w napięciu, i sprawiające, że nie możemy się doczekać, aż dowiemy się co było dalej.

Podsumowując.
Czy polecam? Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi paranormalne romanse i fantastyczne young adult.
Moja ocena? 9/10

środa, 18 maja 2016

27. "Zanim się pojawiłeś" - Jojo Moyes





Tytuł polski: Zanim się pojawiłeś
Tytuł oryginalny: Me Before You
Autor: Jojo Moyes
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 382
Kategoria: dramat, literatura obyczajowa, romans

Język: Polski
 


Moja ocena: 9/10




"Szczęściarz z ciebie - oświadczył Will, kiedy Nathan zaczął wyprowadzać wózek na zewnątrz. - Potrafi świetnie umyć człowieka w łóżku - powiedział to tak szybko, że drzwi zamknęły się, zanim do Patricka dotarł sens jego słów"

" - Boże słodki! - powiedział mój ojciec - Wyobrażacie sobie? Nie dość, że człowiek wylądował na cholernym wózku inwalidzkim, to jeszcze będzie miał naszą Lou za towarzystwo."




Moje pierwsze spotkanie z Jojo zdecydowanie mogę zaliczyć do udanych. Na książkę trafiłam przypadkiem, po tym, gdy już mogliśmy oglądać zwiastuny filmu, a jako, że bardzo lubię aktora odgrywającego główną rolę, postanowiłam, że książkę przeczytam jak najszybciej się da, byle zdążyć przed premierą. Mam ją już za sobą i teraz tylko wyczekuję filmu.

Nie dajcie się zwieść zwiastunowi. To nie będzie komedia romantyczna, ani typowy romans. Nie o to w tej książce chodzi, mimo, że wiele osób odebrało to trochę inaczej po obejrzeniu samego zwiastunu.

Zacznijmy jednak od początku.

Lou, a raczej Louisa Clark jest już sporo po dwudziestce, traci stałą pracę w lokalnej kawiarni i jak najszybciej musi znaleźć nową.
Propozycje są różne. Salon urody, ubojnia drobiu, aż w końcu trafia na zupełnie nową propozycję.
Pomoc sparaliżowanemu mężczyźnie. Jako, że lepsze to, niż patroszenie kurczaków postanawia pójść na rozmowę o pracę. Ma towarzyszyć Willowi Traynorowi w jego codziennym życiu. Karmić go, zachęcać do wychodzenia z domu, wozić go w różne miejsca, czy po prostu rozmawiać.
Pracę dostaję, mimo braku doświadczenia.
Will po życiu jakie prowadził przed wypadkiem, nie ma chęci do kontynuowania takiej egzystencji, w jakiej utknął. Poruszać może jedynie głową, i częściowo jedną dłonią. Wcześniej aktywny, teraz do każdej najmniejszej czynności potrzebuje pomocy.

Lou ma chłopaka - Patricka - z którym jest z związku od wielu lat, ale ostatnio jedyne co ma w głowie to zawody, sport, zdrowe odżywianie, dopiero po tym wszystkim jest Louisa. Jej nowa praca zupełnie go nie interesuje i nie chce jej się oświadczać.
On biega, ona całe dnie spędza z Willem.
Dziewczyna w końcu zdaje sobie sprawę że nie kocha Patricka, i nie utrzymuje przy życiu Willa tylko dlatego, że jej za to płacą.
Za cel ustala sobie przekonanie go, że życie jest piękne.

Will jest specyficznym typem człowieka. Może denerwować nas jego zachowanie i podejście do innych, ale z drugiej strony, nie mamy pojęcia jak byśmy sami się zachowali, gdybyśmy z dnia na dzień wylądowali na wózku inwalidzkim bez perspektyw poprawy życia. Nie wiem, czy chciałabym żyć czy nie. 
Autorka bardzo dobrze opisała rozterki życia codziennego Willa, możemy chociaż po części wczuć się w jego sytuacje. Z drugiej strony gorąco kibicujemy niedoświadczonej Lou, która stara się sprawić, żeby Will był szczęśliwy. W końcu bycie niepełnosprawnym w XXI wieku jest zupełnie innym doświadczeniem, niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu.

Podziwiam Lou, za to że się nie poddawała, mimo gorszych dni swoich i jego. Mimo podejścia jej rodziców, mimo Patricka.
Podziwiam Willa, za to, że starał się cieszyć życiem, mimo, że tak bardzo go ograniczono.

Mnóstwo łez, chusteczek i kartek później nie wiem co czuje po zakończeniu, nie wiem, czy chcę przeczytać kolejny tom.
Wiem jedno.

Ta książka odcisnęła ślad w moim sercu taki, że będę do niej wracać, będę o niej myśleć.
Nie pozostaje mi nic innego jak odłożyć ją na półkę, wśród moich ulubieńców, a później czekać na film.
A Wam drodzy czytelnicy polecam ją z całego serca. To zdecydowanie książka, którą dopisałabym do listy każdemu.

Czy polecam? Oczywiście
Moja ocena? 9/10


środa, 4 maja 2016

26. "Pani Noc" - Cassandra Clare




Tytuł polski: Pani Noc
Tytuł oryginalny: Lady Midnight
Autor: Cassandra Clare
Data wydania: 30 marca 2016
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 828
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal
Cykl: Mroczne Intrygi (księga pierwsza)

Język: Polski
 



Moja ocena: 9/10




"Musisz zachowywać się normalnie, jak zwykły człowiek - przerwał mu Jules. - Przynajmniej w miejscach publicznych.
- Wcale nie musi zachowywać się normalnie - zaoponował ostro Ty.
- Przy wejściu zderzył się z automatem telefonicznym i powiedział "Proszę o wybaczenie, szlachetna pani" - zauważył Julian."

"- Prawa są bez znaczenia - powiedział Malcolm. Ściszył głos, który jednak bez przeszkód poniósł się na półpiętro. - Nie ma rzeczy ważniejszej od miłości. I nie ma wyższego od niej prawa."



Kolejna już opowieść ze świata nocnych łowców. Na początku, gdy usłyszałam o kolejnej książce, która miała dotyczyć tego samego byłam sceptyczna, ale jako, że poprzednie książki uwielbiałam, to i tej dałam szansę. Zdecydowanie się nie zawiodłam.

Muszę przyznać, że gdy przyszła do mnie paczka z tą ogromną cegłą byłam zupełnie zaskoczona. Myślałam, że "Pani Noc" będzie objętościowo wyglądać mniej więcej jak "Miasto kości" czy "Mechaniczny Anioł".
Zabrałam się za nią, szło mi powoli nie dlatego, że mi się nie podobała. Miałam wrażenie, że pani Clare trochę przedobrzyła i dała nam za dużo opisów, które sprawiały, że właśnie książka mi się dłużyła. Bardzo podobało mi się to, że epizodycznie pojawiały się postaci z poprzednich książek. Była Clary z Jacem, był Magnus z Aleciem, i był Jem z Tessą. Wielki plus, bardzo się cieszyłam z poznania (choć pobieżnie) dalszych losów moich ulubionych bohaterów.

Akcja jednak nie skupia się wokół naszych starych i znanych postaci, a wokół osób które poznaliśmy w "Mieście niebańskiego ognia" Emmy oraz Juliana wraz z jego rodziną, 5 lat po mrocznej wojnie.
Przenosimy się z Nowojorskiego Instytutu wprost do słonecznego Los Angeles.
Emma i Julian są parabatai, którzy dawniej stracili najbliższych. Mieszkają razem w Instytucie i zajmują się rodzeństwem Juliana (momentami ciężko było zapamiętać wszystkie imiona, Tiberius - Ty, Octavian - Tavy, itd). Wujek Juliana - Arthur - który miał zająć się nimi, nie jest w stanie tego zrobić przez swoją chorobę, ale ukrywają to przed Clave i przed innymi.
Oprócz rodziców brakuje im jeszcze dwóch osób.
Helen, najstarszej siostry, która jako pół-fearie została wraz z żoną odesłana na pewną wyspę, oraz Mark, młodszy od Helen, lecz starszy od Juliana kolejny pół-fearie, który został porwany przez "Dzikie Polowanie" i od tamtego czasu słuch po nim zaginął.
Można by pomyśleć że życie leci jak zwykle. Trenują, uczą się, zajmują sobą nawzajem i bronią mieszkańców LA przed demonami.
Emma jednak nadal próbuje rozwiązać zagadkę śmierci jej rodziców. Oprócz Juliana pomaga jej też czarownik Malcolm, fan komedii romantycznych, trochę roztrzepana dusza.
Do czasu, aż fearie przychodzą do nocnych łowców po przysługę, a w zamian chcą oddać im Marka.

Co mają zrobić?
Pomóc rozwikłać zagadkę tajemniczych śmierci ludzi i fearie. Ciała dziwnie przypominają zwłoki rodziców Emmy, topione, palone, z tajemnymi napisami. Wbrew prawu chcą pomóc, nie tylko po to, żeby Mark z nimi został, ale też po to, żeby dowiedzieć się, kto przed laty odebrał Emmie rodziców.

Dzieję się dużo, nowe ciała, nowe tropy, nowi podejrzani. Przeszkody, tajemnice, kłamstwa.
Między parabatai również dzieje się coś nie do końca dobrego (a przyznam, że czekałam na coś podobnego już od samego pojawienia się hasła "Parabatai" w Darach Anioła), ukrywanie się przed Clave, przed podziemnymi, tajne śledztwo, zagrażająca innym sekta.

Przyznam, że akcja konkretnie rozwija się dopiero od połowy, ale naprawdę warto.
Clare zaskakuje nas rozwiązaniami zagadek i tymi, którzy okazują się winni.
Nie mogę się doczekać kolejnej części.

Czy polecam? Bardzo!
Moja ocena? 9/10

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

25. "Confess" - Colleen Hoover





Tytuł oryginalny: Confess
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 10 marca 2015
Wydawnictwo: Atria Books
Liczba stron: 320
Kategoria: New Adult

Język: Angielski
Polska premiera: brak
 
 

 
Moja ocena: 9/10 



"Zawszę będę cię kochać, nawet kiedy nie będę mógł"

"Bo to nie mięśnie czynią człowieka silnymi. Tylko tajemnice. Im więcej sekretów skrywasz, tym silniejszy jesteś w środku."


Pierwszy raz tak trudno jest mi pisać recenzję, i to nie dlatego, że książka tak mną poruszyła, czy przez fakt, że za tydzień spotkam Colleen Hoover, która podpisze mi może i ten egzemplarz.
Tak trudno jest mi ją pisać ponieważ tyle się w niej dzieje, że nawet opis z tyłu nie daje nawet "maciupkiego" obrazu tego czego możemy po niej oczekiwać. Nie wiem nawet jak napisać tę recenzję tak, aby nikomu nic nie spoilerować. 
Będzie ciężko.

Colleen Hoover, jak zwykle z resztą, połamała moje serce na jakieś tysiąc kawałków, sklejała je i później znów rozbijała (i tak powtórka średnio co 40-50 stron).
Główną bohaterką jest Auburn, którą poznajemy, gdy ma jeszcze piętnaście lat. Ma ona chłopaka, Adama, którego kocha najbardziej na świecie.

Co jest w tym takiego niezwykłego?

Adam umiera, a dzień, który jest opisywany, jest dniem ich pożegnania, gdy dziewczyna musi wracać do domu.
Później poznajemy ją już jako dorosłą, samodzielną kobietę, która pewnego dnia wchodzi do studia Owena Masona Gentry (w skrócie OMG), szukając pracy. W ten sposób ją, i OMG zaczyna łączyć nić porozumienia i jak zapewne zgadujecie, to między tą dwójką toczy się cała akcja.

Owen jest malarzem, i to całkiem niezwykłym. Dlaczego?
Chłopak wykorzystuje wyznania ludzi, które wrzucają mu anonimowo. Piszą swoje największe tajemnice, a wybrane wyznania przekształcane są w obrazy, które później, raz w miesiącu są sprzedawane.

No dobrze, on jest malarzem, ona fryzjerką, zapytacie zapewne, co w tej historii jest takiego niezwykłego i dlaczego dałam jej aż dziewięć gwiazdek?
Już tłumaczę.

Auburn ma ogromny sekret, który okazuje się mieć wielki wpływ na to, czy uda się jej żyć tak jak zawsze tego chciała.
Ten sekret chwilowo zmusza ją do mieszkania w Dallas, do bycia fryzjerką, mimo, że tego nienawidzi, i do umawiania się z bratem swojego zmarłego chłopaka pomimo tego, że jest policjantem i strasznym dupkiem, który widzi tylko czubek własnego nosa, a myśli tylko tym co ma między nogami.
Sekret ten jest dla niej najważniejszą rzeczą w życiu (i nie, nie jest to klon Adama, choć poniekąd...)
Auburn wybiera swoją tajemnicę i rozstaje się z Owenem, co okazuje się jednak nie być takie łatwe.
Dopiero później zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jest warta więcej, niż wymuszone życie którego nienawidzi.

Owen dodatkowo sam trzyma sekret. Właściwie nawet trzy, z czego tylko jednym dzieli się z Auburn.

Kolejny wielki plus książki to ponowne dzielenie rozdziałów na perspektywy, podobnie jak w Ugly Love, gdy czytaliśmy perspektywę obojga bohaterów, co bardzo ułatwia rozumienie wszystkiego co dzieje się dookoła.

Ostatni, nie mniej ważny plus książki to piękne obrazy.
Dla "Maybe Someday" autorka stworzyła muzykę, dla "Confess" udało jej się stworzyć również obrazy, które jeszcze lepiej pozwalają nam zrozumieć treść i dodają charakteru. 

Jak zwykle Colleen ma tendencję do szybkiego kończenia książek i głównych akcji ale mnie to absolutnie nie przeszkadza i uważam to wręcz za jej znak rozpoznawczy.

Podsumując.
Moja ocena 9/10
Czy polecam? Tak!

poniedziałek, 21 marca 2016

24. "Linia serc" - Rainbow Rowell




Tytuł polski: Linia serc
Tytuł oryginalny: Landline
Autor: Rainbow Rowell
Data wydania: 3 lutego 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 384
Kategoria: New Adult, Obyczajowa

Język: Polski
 





Moja ocena: 4/10



"Naprawdę. Możesz mnie mieć, jeśli chcesz. Ponieważ uwielbiam marzyć i uwielbiam spełniać swoje marzenia, a najbardziej w świecie marzę o tobie. Naprawdę, naprawdę, naprawdę."


Po sukcesie i genialności "Fangirl", autorstwa Rainbow, dla tej książki poprzeczkę postawiłam bardzo wysoko i niestety, po przeczytaniu stwierdzam, że chyba jednak zdecydowanie za wysoko.

Z reguły nie czytam książek, w których bohaterowie są niewiele młodsi od moich rodziców, bo po prostu do mnie nie trafiają. Jednak po ogromnej promocji tej książki, i magicznemu "Rainbow Rowell" na okładce dałam jej szansę.
Niestety, z bólem serca stwierdzam, że się po prostu zawiodłam. Tak naprawdę nie wiem, co jest tego przyczyną, czy wyżej wspomniana, wysoko zarzucona poprzeczka, czy fakt, że po prostu nie potrafię zrozumieć takich książek (ale czytałam już takie i nawet mi się podobały).

Okładka, kolory, obrazki, nawet nazwa, wszystko to sprawia, że chcemy ją przeczytać. Na mnie zadziałała jeszcze data wydania polskiej wersji w moje urodziny.
 No i czytam, no i leci. Pierwsza strona, dziesiąta, dwudziesta, sto dwudziesta, a ja ciągle zadaję sobie pytanie - "Gdzie jest ta akcja?".

Zacznijmy jednak od początku.
Główni bohaterowie to Georgie (matka, żona, scenarzystka, poświęcająca siebie i rodzinę dla pracy przy produkcji seriali, no i wieczna maruda, ale tego nie mamy w oficjalnym opisie) i Neal (kura domowa, zajmująca się dziećmi, pan chodząca pretensja, czego też nie mamy w opisie). Na święta całą rodziną mieli wybrać się do rodziny Neala, ale Georgie musi (jak zawsze) pozostać w mieście, bo razem ze swoim najlepszym przyjacielem i współpracownikiem Sethem (liczyłam na jakiś trójkąt miłosny, ale no cóż) mają stworzyć swój własny serial.
Neal postanawia wyjechać sam z dziećmi, a Georgie pozostaje w Los Angeles.

O czym będzie ta książka? - Możecie zapytać.
Tak właściwie to sama nie wiem i próbowałam dojść do tego przez dobre trzy czwarte książki. Książka dzieli się na dni, i rozdziały do każdego przeżywanego przez nich dnia. Pisana jest oczywiście z perspektywy Georgie, więc nie mamy pojęcia, co siedzi w głowach pozostałych bohaterów.
Jednak do rzeczy.
Neal zachowuje się jakby ją porzucił. Myślałam sobie "No to będzie akcja, może ktoś się pojawi, może jeden za drugim pojedzie przez cały kraj, może rozstaną się na dobre i znajdą kogoś nowego?". Tak właściwie myślałam cały czas, z każdą jednak stroną moja nadzieja malała.

Książka ta, to nic innego jak ich rozmowy telefoniczne (gdy tylko książę Neal raczy odebrać), i to nie zwykłe rozmowy przez komórkę. Są to rozmowy przez "magiczny" żółty telefon ze starego pokoju Georgie, przeplatane jedynie chwilami z życia Georgie między rozmowami telefonicznymi z mężem. Kobieta ma wrażenie, że rozmawiając przez ten właśnie telefon z Nealem, nie rozmawia z "obecnym" nim, a jego wersją z przeszłości i cały czas wariuje bo boi się, że zepsuje coś teraz, co będzie miało wpływ na czas przeszły.
Tak. Też szukałam w tym sensu.

Generalnie główna bohaterka fajna była na początku, z czasem zaczęła robić z siebie furiatkę i to taką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie pracowała, bo tylko pilnowała telefonu, rozpamiętywała przeszłość, do innych była opryskliwa (biedny Seth, na jego miejscu już dawno kopnęłabym ją w tyłek, z resztą jej siostrze też się obrywało, np gdy śmiała odebrać żółty telefon, no przestępstwo normalnie). Była okropnie zaborcza jeśli chodzi o odbieranie telefonów od Neala. Jeśli dzwonił, a ona jeszcze nie była przy żółtym telefonie, to kazała nikomu absolutnie nie rozmawiać z nim, jedynie pilnować telefonu do momentu, aż ona odbierze.
Mówię serio.

Właściwie ta książka jest zbiorem takich absurdów i sytuacji, które autorka usiłowała przemienić ze zwyczajnych w niezwykłe. Akcja jako tako rozwija się dopiero pod koniec książki, ale nie jest to nawet akcja na miarę "akcji" z innych książek. Od taki chwilowy rozwój wydarzeń.

"Najlepsza historia miłosna od czasu wynalezienia telefonu"? Jak głosi napis na okładce?
Raczej nie.

Przez jakiś czas na pewno będę miała swoistą awersję do innych książek tej autorki.

Moja ocena? Słabe 4/10
Czy polecam? Nie

poniedziałek, 7 marca 2016

23. "Obsesja" - Jennifer L. Armentrout




Tytuł polski: Obsesja
Tytuł oryginalny: Obsession
Autor: Jennifer L. Armentrout
Data wydania: 17 lutego 2016
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 391
Kategoria: Romans, Fantastyka, Science Fiction, Paranormal Romance, New Adult

Język: Polski
 





Moja ocena: 6,5/10



"Nawet, gdyby moje życie nie było totalnym chaosem i gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach, ciągle byłby rodzajem faceta- cóż, kosmity- który zostawia za sobą złamane serca w całym kraju."

Zabierałam się za tę książkę od dawna, tak naprawdę jeszcze za czasów, gdy była tylko wersja angielska. Po przeczytaniu serii Lux bardzo ciekawiły mnie losy Huntera i Sereny, których poznajemy w ostatnich tomach, którzy pojawiają się wcześniej tylko epizodycznie. No bo jak to, człowiek chciałby być z takim potworem jakim jest Arumianin? Przecież to Luksjanie byli tymi "lepszymi", to o nich marzyliśmy czytając serię "Lux". Jak możemy ich lubić, skoro poznaliśmy ich jako tych "be"?
Później dowiedziałam się o Polskiej premierze, i w dniu wydania wybrałam się do Matrasa po swój egzemplarz.

Pierwsze wrażenie to fakt, że autorka powinna była napisać tę książkę pod pseudonimem "J.Lynn", pod którym pisze takie właśnie romanse New Adult. Bo o ile jeszcze, w serii Lux, wszystkie sceny romantyczne były napisane typowo pod odbiorców Young Adult, tak tu poszła na całego, i spodziewać możemy się zupełnie plastycznych opisów ich zbliżeń, i romantycznych epizodów.
Przeszkadzał mi trochę fakt, że Hunter średnio co dwie strony wspominał o tym, jaki jest "twardy" patrząc na Serenę, ale nie wiem dlaczego mi to przeszkadzało, czy przez ilość takich scen, czy raczej przez fakt, że przyzwyczaiłam się do "łagodniejszego" świata kosmitów przy czytaniu "Obsydiana" i pozostałych tomów.

Zacznijmy jednak od początku. Jeśli czytaliście serię Lux (a nie musicie jej znać, żeby zrozumieć tę książkę, bo autorka, na bieżąco wszystko tłumaczy), będziecie wiedzieć, że Hunter jest Arumianinem, oraz będziecie wiedzieć, co ten termin oznacza. Ucieszy Was też zapewne fakt, że Daemon (bardzo epizodycznie) pojawia się w książce, i scenę z Lux, możemy tu zobaczyć "z drugiej strony". Poza tym, główna bohaterka Serena niemal ginie, tak jak jej przyjaciółka, gdy dowiaduje się zbyt dużo, a Hunter zostaje zatrudniony po to, by ją chronić.

Nie powinien dziwić Was fakt, że coś między nimi zaczyna się dziać, bo właściwie o to w tym wszystkim chodzi.
Na początku mamy kłótnie, ucieczki, niespodziewanych gości i typowo waleczne nastawienie naszych głównych bohaterów. Z czasem dzieje się między nimi co raz więcej, a Hunter nie jest już pewny, czy chroni ją dlatego, że musi, czy dlatego, że chcę.

Serena ani Hunter nie są postaciami, które będę wspominać. Nie zrobili na mnie wrażenia, nie ma cytatów które chciałabym wypisać (za to z cytatów Daemona z samego "Obsydiana" można by zrobić osobną książkę). Nijako. Bardzo.

Co do relacji głównych bohaterów, to oczekiwałam czegoś zbliżonego, do tego, co łączyło Kat i Daemona, a dostałam troszkę infantylny romans z małą ilością akcji (bo była jedna, pod koniec, na, bo ja wiem? 4 strony?) i dodatkiem głupiutkiej bohaterki z dość niskim IQ. Poza tym, gdy już się rozkręcą mamy seks średnio co kilka stron, co też trochę mnie denerwowało (a przecież czytam romanse i erotyki, więc coś tu jest nie halo). Czytając, że ma on ją chronić, oczekiwałam akcji, skradających się wrogów do domu, czy ukrywających się w każdym rogu, gdy go opuszczają. Oczekiwałam takiej akcji  jak w serii Lux i tym się zawiodłam, bo tam, gdzie każdy tom serii Lux oceniałam 10/10, bo po przeczytaniu, nie mogłam się doczekać, aż złapię kolejny tom, tak tu było mi to obojętne.

Odkładam na półkę i nie sądzę, żebym kiedykolwiek miała do tej historii wrócić.

Moja ocena? - 6,5 - Bardzo słabe. Pół oceny za pojawienie się Daemona (bo chyba wtedy najbardziej przeżywałam tę książkę, bo liczyłam na trochę większy jego udział), i za pojawienie się Luca, bo uwielbiałam go w "Lux"

Czy polecam? Nie wiem. Generalnie nie, ale jeśli nie macie pomysłu co przeczytać i potrzebujecie zapychacza, to tak.

wtorek, 16 lutego 2016

22. "Kuracja samobójców" - Suzanne Young





Tytuł: Kuracja samobójców
Tytuł oryginalny: The Treatment
Autor: Suzanne Young
Data wydania: 13 stycznia 2016
Wydawnictwo: Feeria Young
Liczba stron: 448
Kategoria:Young Adult
Seria: Program (część 2)


Język: Polski


 
 
Moja ocena: 8/10 




"Program sprawił, że stali się innymi ludźmi. Uleczył ich, a równocześnie zniszczył."

"Odtwarzałam to wspomnienie raz za razem w moim umyśle, jakby było smutną piosenką, która choć rani, to dodaje otuchy i wydaje się znajoma."

Ten tom szedł mi bardziej opornie niż poprzedni, ale może to ze względu na brak czasu, lub lekko nudny początek. Może powodem była doprowadzająca mnie do szału główna bohaterka i jej mdły, jak zupa ze słoiczka dla dzieci, związek z Jamesem. Zacznijmy jednak od opisu.

W tym tomie, Sloane i James, po tym, gdy poznają się na nowo, i dowiadują się odrobinę o swojej przeszłości uciekają przez programem razem z buntownikami.
Sloane ukrywa jednak tajemnicę, którą dzieli się tylko z ukochanym.
Jako jedyna jest w posiadaniu jedynej dawki tabletki która może przywrócić wszystkie wspomnienia, jak zapewne pamiętacie z poprzedniego tomu, dostała ją od Realma, który poświęcił możliwość odzyskania własnych wspomnień, po to, aby taką szansę uzyskała jego ukochana Sloane (później okazuje się, że Realm trochę kręcił, ale i tak go uwielbiam). Uciekają razem z Dallas, Casem i Lacey z miejsca na miejsce, nie chcąc wpaść w szpony programu, który już raz odebrał im wszystko co dla nich najcenniejsze. Teraz są tropieni przez cały kraj. Uciekinierzy z billboardów. Sami zobaczycie co się stanie, a stanie się naprawdę wiele.

Zacznę nietypowo, bo od wyjaśnienia, dlaczego daje tyle punktów. Dałabym 9, ale odjęłam jedną gwiazdkę za postać Sloane.
Chryste, ta dziewczyna doprowadzała mnie szaleństwa, i to nie w pozytywnych tego słowa znaczeniu.
Była zaślepioną egoistką, która po programie jakby wyłączyła mózg. Obwiniała cały świat, za coś, przez co nie tylko ona przechodziła (bo jak wiemy, nie była wyróżniona, nie tylko ona trafiła do ośrodka), w dodatku uważała że należy się jej wszystko, nie ważne co stanie się z innymi. Idealnym przykładem był Realm. Zakochany w niej do szaleństwa zrobiłby dla niej wszystko. Co z tego, że miał trochę za uszami. W tym świecie każdy coś miał na sumieniu. Był agentem, ale jaki miał wybór? Co ją to jednak obchodzi, przecież została skrzywdzona przez program (w którym ratował ją Realm, ale co tam). Miała swoje przebłyski normalności i tej ciekawszej Sloane z pierwszego tomu, ale tu, miałam ochotę przewracać strony na których się wypowiadała.

Jej związek z Jamesem był tak mdły i nudny, że za to usunęłam kolejną gwiazdkę z mojej oceny. Wiedziałam, że nawet jeśli autorka planuje zakończyć trylogię na tym, że Sloane będzie z Realmem, to w drugiej części na pewno przeczytam mnóstwo wątków, gdzie Sloane jest z Jamesem, a Realm jest tym trzecim. Liczę na to, że właśnie tak zakończy się trylogia, bo bez tego, będzie tylko co raz bardziej mdło.
Liczyłam na jakieś zwroty akcji w tym związku. Rozstania i powroty, ciekawe kłótnie. Może zdrada. Cokolwiek, co nadałoby temu trochę pikanterii. Nie mamy jednak nic oprócz chwilowej akcji (nie zdradzę co, bo przez tak małą ilość takich sytuacji, nie miałoby to sensu). Mamy za to mnóstwo przesłodzonych i mdłych dla czytelnika czułych słówek i gestów w ilości do znudzenia. Liczę na jakąś poprawę w tej kwestii w trzecim tomie.

Co do reszty. Bardzo ciekawie. Opisy ucieczek, ukrywania się, miejsc w których przebywali. Bardzo realistyczne i dobrze opisane. Plus za zaskakujące nowe postacie, Dallas i Casa. Planowanie, kombinowanie, przemieszczanie się. To wszystko dodawało dreszczyku, bo nie wiedzieliśmy czy zaraz nie zostaną złapani.

Największym jednak zaskoczeniem dla mnie było zakończenie. Nie ze względu na to JAK to zakończenie wyglądało, a fakt, że zostało tak utworzone, że spokojnie, można by zakończyć trylogię na tym tomie (nie zakończyłoby się tak, jak bym chciała, ale właśnie tak autorka to napisała). Mamy epilog z opisem "pół roku później" i gdyby nie fakt, że na odwrocie okładki jest napisane, że kolejny tom już wkrótce, pomyślałabym, że to koniec tej historii. Cieszę się, że to nie zakończenie, bo jak wspomniałam chwilę temu, nie byłoby tak, jakbym chciała to zakończyć. Mam nadzieje, że chociaż kilka z moich cichych marzeń dotyczących tej serii spełni się.
Choćby fakt, że shippuje Realma ze Sloane (mimo, że mnie wkurza).
Właściwie gdybym chciała być dokładna powiedziałabym że zakończenia mamy tu dwa. Pierwsze o którym napisałam wyżej, oraz drugie, które pokazuje nam pokutującego Realma. Tak jak wspomniałam, nadawałoby się to na całkowite zamknięcie tej historii, ale jednak czuję niedosyt.

Podsumowując. Moja ocena - 8/10
Czy polecam? Jako kontynuacje tej serii, owszem.


sobota, 6 lutego 2016

21. "Ponad wszystko" - Nicola Yoon




Tytuł: Ponad wszystko
Tytuł oryginalny: Everything, Everything
Autor: Nicola Yoon
Data wydania: 18 maja 2016
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 328
Kategoria: Young Adult
Język: Polski






Moja ocena: 7/10




"Maybe growing up means disappointing the people we love."


Debiut Nicoli Yoon okazał się być moim zdaniem bardzo udany, a okładka, okazuje się bardzo nawiązywać do tego co znajdziemy w środku. Bardzo podoba mi się również fakt, że nie zmieniła się w stosunku do oryginalnej. Nie jest to książka, która zostanie w moich myślach na dłuższy czas, ani nie zmieniła mojego życia. Na pewno nie mam również w planach ponownego jej czytania, ale mimo wszystko uważam ją za całkiem dobrą lekturę.

Zacznijmy jednak od początku.

W tej historii poznajemy osiemnastoletnią Madeline, która ma alergie dosłownie na wszystko, a mówiąc na wszystko mam na myśli: 
ABSOLUTNIE WSZYSTKO

Żyje zamknięta w "bańce", czy raczej w klatce z filtrowanym powietrzem. Każda nowa osoba (a jest ich niewiele) musi przejść specjalną formę odkażania (kojarzycie filmowe tuby powietrzne, podczas panujących pandemii, gdy lekarze są spryskiwani potem specjalnymi środkami? To coś tego rodzaju). Dziewczyna żyje w białym pokoju, a jej jedyną rozrywką są książki, których czyta wiele, które są nawet specjalnie dla niej pakowane, tak, aby nic niepożądanego nie dostało się przez książki do jej sterylnego świata. Książki te, mają zastąpić jej życie którego sama nie ma. Było dobrze dopóki do domu obok nie wprowadziła się nowa rodzina, z rodzeństwem. Jednak to tylko syn jest tym ważnym dla historii. Zaczyna wchodzić do białego, sterylnego świata Maddie. Zaczyna się od wiadomości i maili. 

Zastanawiacie się pewnie, czy nasi milusińscy się spotkają, tak twarzą w twarz? Nie zaspoileruje mówiąc, że tak, bo to jest do przewidzenia, bez tego tak naprawdę nie byłoby historii. Tylko jak ma się spotkać zupełnie zdrowy chłopak z dziewczyną z alergią na świat?

To musicie przeczytać.

Powiem jedno. Takiej książki jeszcze nie było. Tematyka na prawdę na plus. Young adult bez wzorcowego poznania się w szkole, bad boya i wzorowej uczennicy. Miłe zaskoczenie i odskocznia od jednego z moich ulubionych typów książek (choć nadal mam słabość do książkowych niegrzecznych chłopców).

Zwrot akcji pod koniec książki sprawi, że szczęki opadną wam mniej więcej do podłogi i będziecie pytać siebie - "jakim cudem???". W każdym razie ja właśnie tak wyglądałam dochodząc do tego momentu.

Oprócz niezwykłej okładki i jeszcze lepszej zawartości, uwagę przyciągać może niecodzienne jej napisanie.

Teraz pewnie zastanawiacie się co mam na myśli przez niecodzienne, więc już tłumaczę.

Otóż, rozdziały są tu króciutkie, mają od kilku linijek do mniej więcej trzech, czterech stron. Poza tym, mamy rysunki przedstawiające na przykład, screeny jej wiadomości, rysunków itp.

Świetnie napisana, ciekawy język, dobrze rozwijająca się, wciągająca akcja, mimo faktu, że cała akcja toczy się tak na prawdę, w większości w jej domu, a jak wiemy, im mniejsza przestrzeń w akcji, tym ciężej autorowi stworzyć z tego coś ciekawego. Początek wciągnął bez reszty, później trochę (bardzo) mi się dłużyło, nie potrafiłam dobrnąć i mniej więcej w połowie zaczęło mnie wciągać od nowa. Nie tak bardzo jak na samym początku, ale jednak.
Jestem ciekawa czy będzie kiedyś na tyle popularna że trafi na polski rynek, a jeśli trafi, to mam nadzieję, że zachowają oryginalną okładkę.

Nie była to najlepsza książka jaką przeczytałam w życiu, nie jest nawet w pierwszej dziesiątce, ale mimo wszystko, uważam, że jest warta spróbowania.

Moja ocena: 7/10
Czy polecam? Jak najbardziej.


sobota, 30 stycznia 2016

20. Mara Dyer. Tajemnica. - Michelle Hodkin



Tytuł: Mara Dyer. Tajemnica
Tytuł oryginalny: The Unbecoming of Mara Dyer
Autor: Michelle Hodkin
Data wydania: 10 września 2014
Wydawnictwo: YA!
Liczba stron: 412
Kategoria:Young Adult

Język: Polski

 
 
 
 
Moja ocena: 8/10 



"- O Boże, prześladujesz mnie jak zaraza! - warknęłam.
- Kunsztownie wymyślona, koronkowo subtelna i totalnie epicka alegoria dysonansu poznawczego - orzekł. - Cóż, dzięki. To jeden z najbardziej wyszukanych komplementów, jakie usłyszałem.
- Nie odróżniasz dżumy od cholery, Noah.
- Bo dla mnie to jedna cholera."
 
"Popatrzyłam na niego spod zmrużonych powiek:
- Jesteś straszny.
Uśmiechnął się i delikatnie musnął mnie palcem po nosie.
- A ty jesteś moja - powiedział i odszedł."
 
 Debiut Michelle Hodkin, która jak dobrze się orientuje na początku zamierzała zostać prawniczką, zwalił świat z nóg i zawładnął listą bestellerów, gdy został wydany w 2010 roku. Sama właściwie nie słyszałam o niej nigdy wcześniej. Przypadkowo wpadła w moje ręce bodajże w Matrasie we wrześniu i po tym, gdy zaciekawił mnie opis z tyłu kupiłam ją.
Później kupiłam pozostałe 2 tomy, które czekały na swoją kolej od tamtego czasu, aż zabrałam się za nią w grudniu.
Okładka szczerze trochę mnie przerażała i nie wiedziałam czego się spodziewać, po tym, gdy opisy głosiły, że książka ma w sobie trochę z thrillera i horroru. Szczerze to nie mam pojęcia gdzie tam ktoś dopatrzył się horroru, ale może to tylko moje zdanie.
 
Może zacznijmy od początku.
 
Historia zaczyna się wraz z wypadkiem Mary, w którym ginie jej chłopak i dwie przyjaciółki. Ona sama, jedyna, cudem przeżywa, i po traumatycznym dla niej dniu, chce na zawsze wyjechać ze swojego miasta, które wiąże się ze złymi wspomnieniami. Razem z całą rodziną przeprowadzają się do Miami na Florydzie, gdzie mają zacząć nowe, spokojne życie.
Jednak nie jest tak prosto. Z Marą zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Sama zaczyna przypominać sobie szczegóły wypadku, a w międzyczasie zauważa, że ludzie, którzy w jakiś sposób się jej narażają giną w niewyjaśnionych okolicznościach.
Mara poznaje również najbardziej nieodpowiedniego chłopaka jakiego mogła, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, on również wydaje się skrywać tajemnicę.
 
Generalnie, gdy zabrałam się za ten tom nie miałam zielonego pojęcia jakiego typu jest to książka. Czy to zwykłe young adult, czy to coś z dodatkiem paranormal czy fantasy. Tak naprawdę dowiedziałam się dopiero w trakcie, bo do połowy jest to zwykłe young adult.
Całość trzyma w napięciu, nie wiemy co się stanie zaraz. Nie wiemy czy ktoś zaraz nie zginie. Nie wyjaśnione wydarzenia i historie. Początkowo nie miałam nawet pojęcia skąd to wszystko się bierze. Co to wszystko ma na celu. 
Noah jest takim typem książkowego chłopaka, którego zaczniecie uwielbiać już na pierwszej stronie na której się ukaże. Mara również zaskakuje i to nie raz. Autorka zdecydowanie odchodzi tu od schematów, co naprawdę dodaje dodatkowych punktów książce. 
Jednak jak mają do siebie trylogie, po pierwszej części o ile nie nałykamy się spoilerów nie rzucają światła na nic i wielu rzeczy nadal nie potrafię sobie wytłumaczyć i jestem ogromnie ciekawa, do czego to wszystko zmierza.
Widzę tu Young Adult, widzę tu wątki paranormalne, ale mimo tego drugiego właściwie nie wiem nic. Nie wiem z czym bohaterowie mają się mierzyć, że powstały aż trzy tomy. Przypuszczam, że jest to związane z osobą, która pojawia się dosłownie na ostatniej stronie tej części.
 
Bohaterowie są pozytywni, a ich postacie są świetnie wykreowane. Niczego nie brakuje nam ani w nich ani w świecie wykreowanym przez Michelle. Szkoda jedynie, że hasłami przewodnimi książki są thriller i horror (no wiadomo, że nie stu procentowy, chodzi raczej o wątki tego typu), których moim zdaniem brak, bo za każdym razem, gdy coś mogło zagrażać komukolwiek (a przypominam sobie tylko jedną taka konkretną sytuacje), zaraz zostaje ucięta, a zagrożenie wyeliminowane.
Nie ocenie szczegółowo, bo może to również ma w sobie jakiś wyższy cel.
Jestem bardzo ciekawa kolejnych tomów.
 
Moja ocena 8/10
Czy polecam? Tak 

sobota, 23 stycznia 2016

19. "November 9" - Coleen Hoover




Tytuł oryginalny: November 9
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 10 listopad 2015
Wydawnictwo: Atria Books
Liczba stron: 307
Kategoria: New Adult

Język: Angielski
Polska premiera: brak
 
 
 
Moja ocena: 10/10 




"- Ben. Czy ty... uprawiasz ze mną booksting?
- Booksting?
- Tak. No wiesz, kiedy seksowny facet rozmawia z dziewczyną o książkach. To jak sexting, tyle że na głos i z książkami zamiast seksu. Nie żeby to miało coś wspólnego z smsami. Dobra, więc pewnie nie ma też nic wspólnego z sextingiem, ale w mojej głowie to miało sens."
 

"Nigdy nie będziesz w stanie się odnaleźć, jeśli zatracisz się w kimś innym."

 Słyszałam, że ta książka jest genialna, ale sięgając po nią nie wiedziałam, że jest AŻ TAK genialna.
Na swoją kopię polowałam dość długo, bo koniecznie chciałam mieć pierwsze wydanie z amerykańską okładką, i oto, siedząc kilka tygodni temu na wykładzie, dostałam mailowe powiadomienie o tym, że ponownie jest dostępna i od razu ją zamówiłam.

Książka o tytule 9 listopada została wydana 10 listopada, taki fun fact.

Okładka jest obłędna i podoba mi się zdecydowanie bardziej niż brytyjska.
Ta książka złamała moje serce dobre kilka razy, za każdym razem sklejając je na nowo.

W "November 9" poznajemy historię Fallon, która podczas kolacji ze swoim ojcem poznaje Bena, który ni stąd ni zowąd postanawia udawać jej chłopaka, gdy widzi jak ten ją traktuje.
Fallon dowiaduje się, że Ben, chce zostać pisarzem, a ona przyznaje się, że chce zostać aktorką, ale jej krótka kariera zakończyła się wraz z wypadkiem, podczas którego, prawie połowa jej ciała uległa poparzeniu. 
Tej nocy, Fallon ma zostawić swoje życie w Los Angeles i przenieść się do Nowego Jorku, gdzie chce nagrywać audiobooki i spróbować swoich sił na Broadwayu.
Postanawiają spędzić resztę dnia razem, a kolejne spotkanie planują dopiero na kolejny 9 listopada. W międzyczasie obiecują sobie, że nie spróbują się ze sobą skontaktować. Będą żyć swoim życiem.
Obietnica ta, trwać ma kolejne 5 lat, bo przez kolejne 5 lat, Fallon nie zamierza się zakochać.

Uwielbiam tę książkę, uwielbiam Bena, uwielbiam Fallon, uwielbiam Colleen Hoover.
Zdecydowanie dokładam tę pozycję na moją listę "ulubionych książek". Bez bicia przyznaje, że w trakcie czytania co chwilę powtarzałam jak bardzo ich wszystkich nienawidzę. Najpierw znienawidziłam Fallon, później Bena, za to co zrobił, na sam koniec przeklinałam Colleen Hoover, za to, że napisała książkę, która tak bardzo łamała serce, i zanim zdążyło się posklejać, ona łamała je ponownie.

Nie poznajemy w niej życia bohaterów poza tą wyjątkową datą. Mamy rozdziały, które nazywają się po prostu "Pierwszy 9 listopada", "Drugi 9 listopada", oraz pod rozdziały pisany z perspektywy zarówno Bena jak i Fallon. Nie wiemy co działo się poza tymi dniami. Dowiadujemy się tego, tak, że mamy wrażenie, że jesteśmy w tej samej sytuacji co bohaterowie. Nie wiemy nic o życiu Fallon dopóki sama nam tego nie opowie, lub jeśli Ben nie zauważy zmian, choćby w jej wyglądzie.
Całość była tak nieprzewidywalna, że bohaterowie szybciej dochodzili do pewnych wniosków niż my byśmy mogli.

Pierwszy 9 listopada poznajemy na samym początku.
Drugi 9 listopada to moment, kiedy oboje nie wierzą, że druga osoba się pokaże.
Trzeci 9 listopada jest dniem kiedy wszystko się zmienia, i tak dalej.

Tylko jak mówi autorka, jak książka może być romansem, skoro nie ma dobrego zakończenia, i są tam złamane serca?
To zdecydowanie jeden z najpiękniejszych romansów jakie czytałam. Wciągnęłam się bez reszty i nie mogłam oderwać. Płakałam, śmiałam się, i przeżywałam całą historię wraz z nimi.
Jestem pewna, że jeszcze do niej wrócę, jak do wszystkich innych dzieł Colleen, które powoli zapełniają moją półkę.

Moja ocena to zasłużone 10/10, albo jakby to powiedział Ben, to była jedenastka.
Czy polecam? To chyba pytanie retoryczne.

piątek, 15 stycznia 2016

18. "Brutal Precious" - Sara Wolf



Tytuł oryginalny: Brutal Precious
Autor: Sara Wolf
Data wydania: 5 sierpnia 2014
Wydawnictwo: Amazon Digital Services
Kategoria: Young Adult
Cykl: Lovely Vicious (Tom 3)


Język: Angielski
 
 
 
 
 
Moja ocena: 7/10
 
 
 
 
"Czasami,kiedy życie kopnie cię w tyłek, musisz mu oddać kopnięcie.
W jaja
Butem, ze stalową podeszwą."
 
 
 


Przed nami ostatni (nareszcie) tom serii "Lovely Vicious", który, tak jak wspominałam w recenzji poprzedniej części powinien był być po prostu jednotomową książką. Nie wiem co sprawiło, że autorka rozbiła go zupełnie nie potrzebnie na trzy części, nie wiem.
 
Mam mieszane uczucia po przeczytaniu, ale może zacznę najpierw od krótkiego opisu.
W tej części przedstawiane są wydarzenia, po tragicznym zakończeniu pokazanym w "Savage Delight". Po tym, gdy umiera bliska Jackowi osoba, ten postanawia zrezygnować ze studiów na Harvardzie i wyjeżdża, zostawiając tylko krótki list pożegnalny dla matki i bilet do Paryża dla Isis (którego ona sama znajduje, gdy ten jest już nie ważny). Ona również rezygnuje z uczelni z Ligi Bluszczowej i idzie na uniwersytet znajdujący się blisko domu, tak, żeby mogła odwiedzać matkę.
Isis nie była zakochana od dawna, choć tylko tak jej się wydaje, bo po wcześniej wymienionych wydarzeniach znów udaje, przywdziewając maskę odważnej, zabawnej dziewczyny idzie na studia.
Choć nie spodziewa się, że w szkole spotka nie tylko jej koszmar, chłopaka którego nie chciała już nigdy więcej oglądać, a mianowicie nazywanego przez nią "Bezimiennego". W szkole pojawia się również Jack, bajka jednak nie kończy się, tak jak może się nam wydawać, bo jesteśmy dopiero na początku książki.
 
Generalnie, najlepiej będzie jeśli zacznę najpierw od tego czego mi w tej książce brakuje, a mianowicie odpowiedzi...
 
Autorka porusza tak wiele wątków, ukazuje tak wiele sytuacji, ale nie daje nam ani jednej odpowiedzi i po przeczytaniu nie wiem w ogóle co o tym myśleć. Powiem dokładnie, jakich odpowiedzi szukałam:
- Nie dowiadujemy się co dolegało Sophii.
- Nie dowiadujemy się tego, czy Sophia leżała w szpitalu od wydarzeń z retrospekcji, gdy miała 14 lat czy trafiła tam dopiero później.
- Nie dowiadujemy się niczego na temat jej poronienia (co moim zdaniem powinno było zostać bardziej poruszone)
- Nie dowiadujemy się również, na operację czego zbierał dla niej Jack, i przez co mogła była umrzeć (O jej chorobie autorka nawija odkąd tylko pojawił się wątek Sophii, ale jakoś nie wyjaśniła nam niczego na temat szpitala czy choroby. Nic)
- Nie wiemy co dalej z kobietą, której Jack wysyłał pieniądze podszywając się pod fundację pomagającą samotnym matkom.
- Nie wiemy co dalej z matką Isis, którą dziewczyna tak się opiekowała gdy ta popadła w depresje. Dwa pierwsze tomy ukazywały Isis jako opiekuńczą córkę, która większość czasu spędza przy matce, a w trzecim tomie, autorka jakby zapomniała o jej istnieniu.
 
To główne pytania, do których nie znalazłam odpowiedzi, ale gdybym chciała szukać szczegółów pewnie wydłużyłabym listę o drugie tyle punktów.
 
Seria nie była zła. Była dobrym, typowym Young Adult, które lubię. Lepiej będzie, jeśli określę ją po prostu jako "Niedopracowaną", bo miałam wrażenie, jakby to był po prostu Wattpadowy fanfic, a nie książka za którą się płaci.
 
Czyta się dobrze, w miarę szybko (również za sprawą małej ilości stron), ale brakuje mi tu akcji. Nie mówię tylko o zwrotach akcji których tu po prostu brak ale jakiejkolwiek akcji. Nic tu się nie dzieje. W pierwszej części mogliśmy czytać o wojnach między głównymi bohaterami, które nadawały tamtemu tomowi charakteru. Tu tego zabrakło.
Gdyby to była jedna książka, a nie seria, byłoby inaczej, wiadomo, są momenty w książce które są ciekawsze i nudniejsze.
ALE
Skoro autorka chciała się wybronić, robiąc z tego swoistą "trylogię" powinna mieć więcej w zanadrzu niż to co nam przedstawiła. Było miminalnie ciekawiej niż w poprzedniej części dlatego dałam 7 gwiazdek, nie 6,5, ale nadal nie jestem pewna czy to dobry wynik.
 
Czego jestem pewna, to tego, że do książki raczej nigdy nie wrócę (mimo, że mam nawyk czytania niektórych powieści i po kilka razy). Nie ma tu żadnego punktu zaczepienia do którego chciałabym wrócić.
Nie żałuje, że przeczytałam, bo każda książka to nowe doświadczenie. Autorkę samą w sobie, ocenie dopiero po tym, gdy przeczytam jakąś inną jej pozycję, ale jak na razie mnie nie powaliła.
 
Utwierdziłam się w przekonaniu na pewno co do jednego.
Nigdy więcej Young Adult z kategorii romansów które mają więcej niż jeden tom.
 
Moja ocena? Słabe 7/10
Czy polecam? Jak nie będziecie mieć niczego innego do czytania, albo będziecie chcieli typowej książki "zapychacza" pomiędzy jedną książką a inną to jak najbardziej.