sobota, 18 czerwca 2016

31. "Szklany Miecz" - Victoria Aveyard




Tytuł polski: Szklany Miecz
Tytuł oryginalny: Glass Sword
Autor: Victoria Aveyard
Data wydania: 17 lutego 2016
Wydawnictwo: Moondrive
Liczba stron: 560
Kategoria: fantastyka, young adult, science fiction, paranormal
Cykl: Czerwona Królowa (Tom 2)

Język: Polski





Moja ocena: 6/10




"Muszę zamrozić serce dla tej jednej osoby, która uparła się rozpalać w nim ogień"

"Nawet jeśli jestem mieczem, to nie zostałam zrobiona ze stali, ale ze szkła, i czuję, że powoli zaczynam pękać"


Po zaskakującym zakończeniu poprzedniego tomu pokładałam duże nadzieje w "Szklanym Mieczu". Niestety, ale ten tom podobał mi się zdecydowanie mniej, niż pierwszy.

Opis książki również wydawał mi się ciekawy. Głównym wrogiem Mare okazuje się być nowy król Norty. Ktoś, kto zdradził ją na końcu "Czerwonej Królowej" i powiem Wam szczerze, że od początku podejrzewałam tę osobę o to, że nie jest tym za kogo się podaje, ale niestety, Mare okazała się być bardzo naiwna. Irytowało mnie to w niej już w poprzednim tomie, bo była bardzo ufna i nie ostrożna. W szklanym mieczu zmienia się, i tu muszę przyznać, że zmienia się na niekorzyść. Stała się egoistyczna, dbająca tylko o siebie i swoją misję. Brak było mi tu heroizmu innych książkowych postaci, które przekładały dobro ogółu nad swoje. Mare od początku przedstawiała się jako hiper-ważną postać, którą należy chronić za wszelką cenę.
Akcja książki toczy się wokół szukania przez Mare i jej ekipę "Nowych" czyli czerwonych i srebrnych jednocześnie. Udało jej się zdobyć listę (którą oczywiście zdążyła podzielić się wcześniej ze złą stroną, ot ta naiwność), dzięki której wie gdzie, szukać kogo. W międzyczasie szkoli ich, ukrywając się na tak zwanej "Polanie" z dala od króla i innych którzy mogliby jej zaszkodzić.

Bardzo podobały mi się postacie nowych, zarówno oni sami, jak i ich moce. Zdecydowanie zapominało się wtedy o Mare i jej humorkach, i skupiało na fajnych postaciach "Nowych". Najbardziej polubiłam chyba "Babcie", staruszkę, która była zmiennokształtną, i to dzięki niej, wiele misji można było zaliczyć do udanych.
Cal pozostał starym dobrym Calem, mimo wszystko, że nadal był zapatrzony w Mare jak obrazek.
Killorn to Killorn, nie trzeba mówić wiele, jeśli czytaliście już "Czerwoną Królową", jest dokładnie taki sam.
Rodzina głównej bohaterki pojawia się tu rzadko, dlatego, nawet nie ma co jej oceniać.

Jedna postać powstanie z martwych, co nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo czułam, już wtedy gdy ogłosili jej śmierć, że żyje. Nie pomyliłam się.
Co w sumie jest trochę niekorzystne dla książki. Zdecydowanie za dużo rzeczy potrafiłam przewidzieć i rzadko kiedy się myliłam.
Szkoda.

W tym tomie znajdziemy bardzo dużo akcji. Cały czas coś się dzieje, przeskakujemy z jednego miejsca akcji na drugie. Za to daje ogromny plus, bo nie lubię, gdy w książce prawie nic się nie dzieje.
ALE
Mimo ogromnej ilości akcji, trochę mi się dłużyła. Nie wiem czy to przez Mare, czy coś innego było tego powodem. Nie mogłam się doczekać, aż ją skończę. Mimo to, czekam na kolejne dwa tomy, bo liczę na to, że będzie lepiej. Nie raz drugi tom okazywał się być słaby (patrz, drugi tom "Rywalek" Kiery Cass), a później robiło się dużo lepiej. Właśnie taką mam nadzieje.

Podsumowując powiem, że mimo słabszego tomu, nadal go polecam. Może i jest to typowa dystopia młodzieżowa, której pełno na rynku. Ma ona jednak to coś, i dla tego "coś" warto spróbować.

Moja ocena? 6/10
Czy polecam? Warto spróbować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz