Tytuł polski: Linia serc
Tytuł oryginalny: Landline
Autor: Rainbow Rowell
Data wydania: 3 lutego 2016
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 384
Kategoria: New Adult, Obyczajowa
"Naprawdę. Możesz mnie mieć, jeśli chcesz. Ponieważ uwielbiam marzyć i uwielbiam spełniać swoje marzenia, a najbardziej w świecie marzę o tobie. Naprawdę, naprawdę, naprawdę."
Po sukcesie i genialności "Fangirl", autorstwa Rainbow, dla tej książki poprzeczkę postawiłam bardzo wysoko i niestety, po przeczytaniu stwierdzam, że chyba jednak zdecydowanie za wysoko.
Z reguły nie czytam książek, w których bohaterowie są niewiele młodsi od moich rodziców, bo po prostu do mnie nie trafiają. Jednak po ogromnej promocji tej książki, i magicznemu "Rainbow Rowell" na okładce dałam jej szansę.
Niestety, z bólem serca stwierdzam, że się po prostu zawiodłam. Tak naprawdę nie wiem, co jest tego przyczyną, czy wyżej wspomniana, wysoko zarzucona poprzeczka, czy fakt, że po prostu nie potrafię zrozumieć takich książek (ale czytałam już takie i nawet mi się podobały).
Okładka, kolory, obrazki, nawet nazwa, wszystko to sprawia, że chcemy ją przeczytać. Na mnie zadziałała jeszcze data wydania polskiej wersji w moje urodziny.
No i czytam, no i leci. Pierwsza strona, dziesiąta, dwudziesta, sto dwudziesta, a ja ciągle zadaję sobie pytanie - "Gdzie jest ta akcja?".
Zacznijmy jednak od początku.
Główni bohaterowie to Georgie (matka, żona, scenarzystka, poświęcająca siebie i rodzinę dla pracy przy produkcji seriali, no i wieczna maruda, ale tego nie mamy w oficjalnym opisie) i Neal (kura domowa, zajmująca się dziećmi, pan chodząca pretensja, czego też nie mamy w opisie). Na święta całą rodziną mieli wybrać się do rodziny Neala, ale Georgie musi (jak zawsze) pozostać w mieście, bo razem ze swoim najlepszym przyjacielem i współpracownikiem Sethem (liczyłam na jakiś trójkąt miłosny, ale no cóż) mają stworzyć swój własny serial.
Neal postanawia wyjechać sam z dziećmi, a Georgie pozostaje w Los Angeles.
O czym będzie ta książka? - Możecie zapytać.
Tak właściwie to sama nie wiem i próbowałam dojść do tego przez dobre trzy czwarte książki. Książka dzieli się na dni, i rozdziały do każdego przeżywanego przez nich dnia. Pisana jest oczywiście z perspektywy Georgie, więc nie mamy pojęcia, co siedzi w głowach pozostałych bohaterów.
Jednak do rzeczy.
Neal zachowuje się jakby ją porzucił. Myślałam sobie "No to będzie akcja, może ktoś się pojawi, może jeden za drugim pojedzie przez cały kraj, może rozstaną się na dobre i znajdą kogoś nowego?". Tak właściwie myślałam cały czas, z każdą jednak stroną moja nadzieja malała.
Książka ta, to nic innego jak ich rozmowy telefoniczne (gdy tylko książę Neal raczy odebrać), i to nie zwykłe rozmowy przez komórkę. Są to rozmowy przez "magiczny" żółty telefon ze starego pokoju Georgie, przeplatane jedynie chwilami z życia Georgie między rozmowami telefonicznymi z mężem. Kobieta ma wrażenie, że rozmawiając przez ten właśnie telefon z Nealem, nie rozmawia z "obecnym" nim, a jego wersją z przeszłości i cały czas wariuje bo boi się, że zepsuje coś teraz, co będzie miało wpływ na czas przeszły.
Tak. Też szukałam w tym sensu.
Generalnie główna bohaterka fajna była na początku, z czasem zaczęła robić z siebie furiatkę i to taką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie pracowała, bo tylko pilnowała telefonu, rozpamiętywała przeszłość, do innych była opryskliwa (biedny Seth, na jego miejscu już dawno kopnęłabym ją w tyłek, z resztą jej siostrze też się obrywało, np gdy śmiała odebrać żółty telefon, no przestępstwo normalnie). Była okropnie zaborcza jeśli chodzi o odbieranie telefonów od Neala. Jeśli dzwonił, a ona jeszcze nie była przy żółtym telefonie, to kazała nikomu absolutnie nie rozmawiać z nim, jedynie pilnować telefonu do momentu, aż ona odbierze.
Mówię serio.
Właściwie ta książka jest zbiorem takich absurdów i sytuacji, które autorka usiłowała przemienić ze zwyczajnych w niezwykłe. Akcja jako tako rozwija się dopiero pod koniec książki, ale nie jest to nawet akcja na miarę "akcji" z innych książek. Od taki chwilowy rozwój wydarzeń.
"Najlepsza historia miłosna od czasu wynalezienia telefonu"? Jak głosi napis na okładce?
Raczej nie.
Przez jakiś czas na pewno będę miała swoistą awersję do innych książek tej autorki.
Moja ocena? Słabe 4/10
Czy polecam? Nie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz