Tytuł polski: Utrata
Tytuł oryginalny: Ruin
Autor: Rachel Van Dyken
Data wydania: 4 lutego 2015
Wydawnictwo: Feeria Young
Liczba stron: 304
Kategoria: Romans, New Adult
Cykl: Zatraceni (Tom 1)
Język: Polski
Moja ocena:9/10
"Czasami musisz przejść przez piekło, aby znaleźć swoje niebo."
"Nie poddawaj się. Czasami myślimy, że Bóg napisał koniec, a tak naprawdę to dopiero początek."
"To, że potrzebujesz pomocy, żeby poradzić
sobie z problemami, nie czyni cię słabszą. Naprawdę słabi są ci, którzy
nie potrafią przyznać, że potrzebują pomocy. Ludzie, którzy nie potrafią
przyznać, że nie poradzą sobie sami. To oni są słabi. Prosząc o pomoc i
przyjmując ją, przyznałaś się do swojej słabości, a przez to pokazałaś,
jak jesteś silna. Ludzie słabi myślą, że pozjadali wszystkie rozumy, i
afiszują się ze swoją mądrością."
Zacznijmy od tego, że już od dawna, czyli chyba od czasów " Gwiazd naszych wina", nie wylałam tylu łez czytając książkę. Możliwe, że wpływ miała też na mnie godzina czytania (bo kluczowe momenty pochłaniałam nad ranem), po prostu nie umiałam się oderwać. Powtarzałam sobie "jeszcze jeden rozdział", "no jeszcze jeden rozdział, reszta jutro". Taaaa. Wyszło jak zwykle, czyli na zarwanej nocy, ale czy żałuje? Absolutnie nie. Książka była naprawdę piękna. Jedną gwiazdkę odjęłam za dwie kwestię, ale o nich zaraz.
Kiersten myśli, że bez dawki antydepresantów nie przetrwa kolejnego dnia, przez wydarzenia z przeszłości. Przy pomocy wuja wyrywa się z małego miasteczka i idzie na studia. Pierwszego dnia (a jakże) przypadkiem wpada na Wesa (ma ośmiopak, liczyła!). Gdy widzi zagubioną i zamkniętą w sobie Kiersten postanawia pomóc jej się odnaleźć, właściwie to również jego obowiązek, bo już na samym początku dowiadujemy się, że jest opiekunem jej roku.
Kiersten uważa smutek za bezpieczne uczucie. "Gdy poznaje Westona, wydaje się, że dzięki niemu wyjdzie z ciemności na słońce. Ale nie wie, że czas nie jest jej sprzymierzeńcem. Choć Wes sądzi, że
potrafi ją ocalić, to dając jej wszystko, jednocześnie wszystko
zniszczył. Próbował ją ostrzec, ale jak można przygotować się na coś
takiego? Czasami musisz się śmiać, by nie wybuchnąć płaczem. A czasami, gdy
myślisz, że to już koniec – to jest dopiero początek…", tak głosi fragment oficjalnego opisu. Weston jest naprawdę świetnym facetem. Autorka odchodzi tu od schematu, dupka i playboya zaliczającego co noc inną dziewczynę, który nagle postanawia zmienić swoje życie. Wes wie, że potrafi pomóc dziewczynie, ale zarazem boi się, że to co ma nastąpić zrani ją jeszcze bardziej, niż to co już przeżyła. Dlatego nie chce za bardzo się do niej zbliżać i nie chce wykraczać poza strefę przyjaciół, bo inaczej jest stracić przyjaciela, a inaczej ukochaną osobę. To dzięki niemu Kiersten nareszcie sobie wybaczyła, i osiągnęła to, o co walczyła z terapeutami. Spokój.
Byłoby pięknie, gdyby książka właśnie tak się skończyła. Ale nie skończyła. Nie zaspoileruje mówiąc, że Wes umiera. Mówi to już na samym początku. Właściwie cały czas, w rozdziałach pisanych z jego perspektywy (czyli naprzemiennie) wspomina o tym, że nie pozostało mu wiele czasu. Przestał o siebie walczyć. Pogodził się z losem i sam na sobie postawił krzyżyk.
Czytając płakałam naprawdę wiele. Szczególnie czytając słowa Westona. Wszystko co mówił było tak głębokie, tak piękne, a zarazem smutne że po prostu inaczej nie można było. Gabe, kuzyn współlokatorki Kiersten, a zarazem jej najlepszy przyjaciel powiedział coś ważnego - "Są ludzie, którzy bardziej zasługują na to (...). To najbardziej mnie wkurza. Dlaczego Bóg pozwala żeby ludzie tacy jak ty...? Ludzie którzy mają przed sobą piękną przyszłość... Dlaczego ktoś taki jak ty dowiaduje się (...), podczas gdy seryjni mordercy żyją sobie w więzieniach i za darmo oglądają HBO? Nie rozumiem".
Ja też nie rozumiem, ale takie właśnie jest życie, a ta książka doskonale je ukazuje. Przedstawia nam dosadnie fakt, że bez względu na wiek, plany, czy pieniądze (bo ojciec Wesa jest naprawdę niezwykle bogaty i stać go na eksperymentalne leki dla syna). Nic nie przechytrzy czasu. Jeśli ktoś z Was pamięta "Opowieść o trzech braciach", która występuje w Harrym Potterze jako bajka, to właśnie z tym mi się skojarzyła. Nie ma kamienia który by go wskrzesił. Nie ma peleryny która uchroniłaby go przed śmiercią do momentu, aż sam byłby gotowy odejść.
Może przejdę do minusów o których wcześniej wspomniałam.
1. Akcja między bohaterami moim zdaniem rozwijała się za szybko, biorąc pod uwagę, że Kiersten nigdy wcześniej nawet nie była na randce. Nie, nie jest to ogromny minus, bo nie dzieje się to AŻ TAK szybko. Po prostu odrobinę mnie to raziło. Mało realistycznie.
2. Za dużo wylanych łez, aż nie mogłam zasnąć :/
Podsumowując. Książka była naprawdę piękna i nie wiem czy nie podobała mi się nawet bardziej niż przytoczony na początku John Green i jego "Gwiazd naszych wina". Mimo, że moja recenzja może ukazywać książkę jako pesymistyczną, zdecydowanie taka nie jest. Nie bójcie się po nią sięgnąć.
Czy polecam? Tak. Bardzo.
Czy żałuje, że tak długo odkładałam tę książkę zanim ją przeczytałam? Tak. Bardzo.
Jestem niemal pewna, że spodoba się każdemu, kto lubi książki z kategorii new adult.